Kim jestem i co tu robię?

Witaj!

W tym pierwszym wpisie chciałbym Ci opowiedzieć jak właściwie to wszystko się zaczęło, skąd wzięła się moja pasja do astrofotografii, a później również do krajobrazu. Zapraszam Cię do lektury :-)

Jak być może przeczytałeś na pierwszej stronie, z zawodu nie jestem fotografem. Ba - moja przygoda z fotografią zaczęła się zaledwie kilka lat temu, jakby się mogło wydawać spontanicznie, przez przypadek. Mówią wszakże, że w życiu nie ma przypadków, a i ja w takowe nie wierzę :-)

A stało się to tak:

Była połowa sierpnia, letni, ciepły wieczór. Pamiętam, że wracaliśmy z Rodzinką samochodem z weekendowego wypadu na działkę nad jeziorem. Radio w aucie próbowało "dojść do głosu" i jakoś przedrzeć się przez ogólnie panujący dziecięcy harmider. Na szczęście w którymś momencie maluchy usnęły i mogłem w końcu skupić się na prowadzeniu, a przy okazji na słuchaniu audycji (a może na odwrót?). Łagodny głos prowadzącego zapowiedział gościa. Niestety, do dziś nie wiem kto to był. Wówczas nie zapamiętałem nazwiska, a poza tym, nie sądziłem, że to mi się do czegoś przyda (ups).

Rzecz dotyczyła obserwacji gwiazd, jak również (jak można się domyśleć) sierpniowych Perseidów. Opowieść była na tyle ciekawa i wciągająca, że nawet nie spostrzegłem kiedy dojechaliśmy do domu. Tamtego wieczoru myślałem jeszcze o moich dawnych zainteresowaniach kosmologią (jeszcze z czasów ogólniaka) i doszedłem do wniosku, że może warto byłoby ponownie zainteresować się tematem, tym razem od strony nieco bardziej praktycznej, czyli obserwacji nocnego nieba.

I tak jak pomyślałem, tak uczyniłem, realizując przy okazji niespełnione marzenie z dzieciństwa. Oj te marzenia. Swoją drogą, całe szczęście, że audycja nie była o lotnictwie ;-)

Nie minął tydzień, a upatrzona w sklepie internetowym tuba przyjechała do mnie kurierem (a dokładnie rzecz biorąc refraktor achromatyczny). Patrząc na tęgie, kolorowe pudło na stole pomyślałem, że w razie czego będzie dla dzieci… Tak czy inaczej, na pewno się przyda, a poza tym nie wybrałem najdroższego modelu - usprawiedliwiłem się żonie.

Meade Infinity 102/600

Mój pierwszy teleskop - mobilny zestaw, który nie zrujnuje Twojej kieszeni - dobry na początek przygody z obserwacjami nocnego nieba (zwłaszcza obiektów Układu Słonecznego).

Dziś wiem, że to dobrze, iż nie wybrałem najdroższego modelu, bo po pierwsze musiałbym najpierw sprzedać samochód, a po drugie - popełniłbym błąd, przed którym Ciebie drogi Czytelniku tego bloga chciałbym ustrzec. Mam na myśli nie tylko zakup teleskopu czy obiektywu, ale w zasadzie każdego sprzętu dla nowego hobby, któremu mamy zamiar się poświęcić. Najpierw zadaj sobie pytanie: na ile poważnie zamierzam zaangażować się w swoją nową pasję oraz przemyśl (i poczytaj o tym dużo) czy to na pewno "to coś", czy może jednak tylko tak Ci się przez chwilę wydawało.

Co dalej?

Do dziś mam tego Meade'a na półce, używam go okazjonalnie pokazując dzieciom (czasem nawet fotografując) Księżyc (pod tym kątem sprawdza się całkiem nieźle). Jednak jest to sprzęt dedykowany pod tzw. "wizuala". Jest on dobry jako pierwszy w miarę poważny sprzęt do... właśnie "obserwacji" nocnego nieba. Tymczasem, ja wkrótce odkryłem, że i owszem, fajnie jest od czasu do czasu spojrzeć przez "tubę" na gwiazdy, planety czy Księżyc to jednak... na zdjęciu widać więcej! Ze zdziwieniem pojąłem, że matryca nowoczesnego aparatu jest w stanie (przy odpowiednio długim naświetlaniu) zarejestrować o wiele więcej słabego światła aniżeli ludzkie oko. To właśnie sprawia, iż na astrofotografii zobaczyć można te wszystkie szczegóły, których nie dojrzymy patrząc przez największy nawet teleskop. Nawiasem mówiąc, z tego właśnie powodu w obserwatoriach od lat nie prowadzi się obserwacji wizualnych, a właśnie wykonuje i następnie przetwarza zdjęcia. To one odkrywają przed nami prawdziwy obraz Wszechświata, odsłaniają tajemnicę pilnie strzeżoną poprzez niewiarygodną wręcz odległość dzielącą nas od innych "światów". To jest właśnie magia astrofotografii i o tym będzie traktowała znaczna część niniejszego bloga.

Aparaty fotograficzne - zobacz na Ceneo

Co widać, a co chcemy pokazać?

Tym samym, rodzi się kolejne, palące pytanie (z pogranicza już bardziej "Fine Art Photography"): czy na zdjęciu chcemy pokazać to co rzeczywiście w danym momencie widać (patrząc ludzkim okiem), czy może raczej Świat, który chcielibyśmy zobaczyć? A może Świat, który zobaczyłoby UFO swoim genialnym, zaawansowanym wzrokiem, gdyby kiedyś wylądowało na niebieskiej planecie? Kto wie czego tak naprawdę nie widzimy, ale to już chyba temat na inny wpis (a może na innego bloga).

Kończąc ten nieco przydługi wstęp, chciałbym Cię czytelniku przestrzec i to całkiem na serio. To hobby potrafi człowieka naprawdę wciągnąć niczym macki czarnej dziury, wyłaniające się zza horyzontu zdarzeń. Zanim się spostrzeżesz, to patrząc na jakiś krajobraz oczami wyobraźni będziesz widział zdjęcie, które w tym miejscu zrobisz lub mógłbyś zrobić. Będziesz przeczesywał okoliczne miejscowości w poszukiwaniu tego "idealnego kadru". Na początku droga będzie kręta i wyboista (nie sposób ustrzec się błędów i na nich zapewne będziesz się uczył). Niemniej, jeśli będziesz wystarczająco wytrwały to czeka Cię nagroda. Będzie nią nieporównywalna z niczym innym satysfakcja i radość z udanego zdjęcia. Twojego zdjęcia. Tego Ci życzę i zapraszam do czytania kolejnych wpisów.

Previous
Previous

Dogodna miejscówka